Do zwolnienia. Komentarz Moniki Tykarskiej, Wiceprezes POPON

Do zwolnienia. Komentarz Moniki Tykarskiej, Wiceprezes POPON

Rząd postanowił zafundować pracownikom niepełnosprawnym i zatrudniającym ich pracodawcom kolejną rewolucję. Rozwiązania, które zaproponował w ustawie okołobudżetowej, doprowadzą nie tylko do upadku zakładów pracy chronionej, ale pozostawią bez środków do życia tysiące ludzi, którzy na normalnym rynku pracy nie mają najmniejszych szans.

– Zmiany proponowane w ustawie okołobudżetowej zakładają obniżenie dofinansowania do wynagrodzeń niepełnosprawnych o około jedną trzecią, a szczególny spadek dotyczy dopłat do pensji osób z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności – mówi Monika Tykarska wiceprezes Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych. – Ponadto dopłaty zostaną zrównane z otwartym rynkiem pracy, ale zrównane w dół, nie tak jak zapowiadano – w górę, czyli do kwot obowiązujących dzisiaj dla rynku chronionego. Przy czym zakładom pracy chronionej pozostawiono dotychczasowe obowiązki: zapewnienie doraźnej i specjalistycznej opieki medycznej, poradnictwo i usługi rehabilitacyjne, uwzględnienie potrzeb osób niepełnosprawnych w zakresie dostosowania pomieszczeń firmy Część z tych zakładów z całą pewnością nie poradzi sobie na rynku. Generalnie problem dotyczy 1400 firm, w których pracuje 217 tys. pracowników niepełnosprawnych. Dla wielu z nich to będzie wyrok. Rządowy projekt wprowadza sztywne kwoty dofinansowania w zależności od stopnia niepełnosprawności, bez względu na to, czy niepełnosprawny zatrudniony jest w zakładach pracy chronionej, czy na otwartym rynku. Jest to 480 zł, 960 zł i 1920 zł.

Proponowane zmiany uderzą przede wszystkim w pracowników, którzy ostatecznie poniosą najwyższe koszty. Kto się nimi zaopiekuje, gdy zostaną bez pracy Kto pomoże im znaleźć inne zatrudnienie Czy opieka społeczna będzie miała fundusze, by zapewnić im pomoc Na te pytania rząd pozostaje głuchy i robi swoje.

Wyrównać, ale dobrze – To, że rynki muszą być wyrównane, nie ulega wątpliwości, takie są przepisy unijne – mówi Krzysztof Rowiński pełnomocnik KK NSZZ Solidarność ds. Osób

Niepełnosprawnych. – Unia już od 2008 r. nakazuje wyrównywać dofinansowania dla otwartego i chronionego rynku pracy. Do tej pory pracodawca zatrudniający pracownika o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności w zakładzie pracy chronionej dostawał 1500 zł dofinansowania, na otwartym rynku pracy niecałe 1000 zł. Na czym polega różnica Gdy firma działająca na otwartym rynku pracy zatrudnia osobę niepełnosprawną musi tylko wydzielić stanowisko. Natomiast zakłady pracy chronionej mają dodatkowe obowiązki, np. muszą zapewnić opiekę zdrowotną. Wszyscy wiedzieli, że to wyrównanie nastąpi, ale nikt nie spodziewał się tak drastycznego ruchu rządu. Spodziewaliśmy się, że chroniony rynek pracy dostanie stosunkowo mniej, załóżmy o 15 procent, natomiast otwarty rynek 15 procent więcej. Nikomu nie przyszło do głowy, że całe dofinansowanie zostanie zabrane.

Nikomu, oprócz resortu pracy, który proponuje, aby pracodawca zakładu chronionego dostawał takie samo dofinansowanie jak pracodawca na rynku otwartym. I o ile łatwo zaakceptować, że unijne wymogi zobowiązują do reformy, o tyle trudno pojąć, dlaczego rząd bez konsultacji próbuje wprowadzić zmiany, które nikomu nie wyjdą na dobre.

– Problemem jest oczywiście brak pieniędzy – dodaje Rowiński. – Ministerstwo pracy postanowiło zmienić przepisy w oparciu o te same fundusze, które miało rok temu (około trzech miliardów złotych). Naszym zdaniem, jeżeli przeprowadza się tak poważne reformy, to należałoby najpierw znaleźć dodatkowe środki.

To się nikomu nie opłaca

Dofinansowanie do wynagrodzenia stanowiło do tej pory podstawowy element zachęcający do zatrudniania osób niepełnosprawnych. Gdy te pieniądze zostaną zabrane, przestanie to być opłacalne. – Trzeba pamiętać, że nigdy dofinansowanie nie było zyskiem pracodawcy – podkreśla Monika Tykarska. – Jest to rekompensata podwyższonych kosztów zatrudnienia osoby niepełnosprawnej. Ma wyrównywać konkurencyjność, nie ją zaburzać. Rząd nie zaoszczędzi na obniżce dofinansowań do wynagrodzeń osób niepełnosprawnych, a koszty społeczne będą większe niż potencjalne korzyści. Jeżeli w wyniku zmian dojdzie do likwidacji miejsc pracy, to strata budżetu państwa może przewyższyć potencjalne oszczędności z tytułu proponowanej obniżki – ostrzega Tykarska.

Każde zlikwidowane miejsce pracy (przyjmując do obliczeń minimalne wynagrodzenie w 2014 r, czyli 1680 zł) to brak wpływów do budżetu z tytułu składek ZUS, podatku i innych obciążeń w kwocie 775 zł miesięcznie. Jeżeli do tego dodamy konieczność wypłacania zasiłku dla bezrobotnych, to kwota straty budżetu z tytułu każdego utraconego miejsca pracy wyniesie nawet 1598 zl miesięcznie.

Będą zwalniać

Pracodawcy już zapowiadają: wycofamy się z rynku chronionego i zwolnimy część niepełnosprawnych, jeżeli przepisy wejdą w życie.

– Nie chodzi o to, aby straszyć zwalnianiem osób niepełnosprawnych – tłumaczy Monika Tokarska. – Jednak zakłady, których problem dotyczy, to firmy z bardzo dużą koncentracją osób niepełnosprawnych. Sięga nawet 100 proc. One będą zmuszone do ograniczenia lub likwidacji działalności. Część z nich już teraz działa na granicy opłacalności.

Polska to nie Zachód

W szczególnie trudnej sytuacji znajdą się np. osoby niewidome, dla których znalezienie pracy na otwartym rynku będzie graniczyło z cudem. Zakłady pracy chronionej zapewniały im do tej pory odpowiednią opiekę i bezpieczeństwo zatrudnienia. Krzysztof Rowiński podsumowuje: – Rząd próbuje przejść do standardów zachodnich. Tam dofinansowanie dla zakładów pracy chronionych faktycznie jest mniejsze, albo czasem nie ma go wcale, natomiast procentowo wskaźnik zatrudnienia osób niepełnosprawnych jest znacznie większy niż w Polsce. My zwracamy uwagę, że to wynika z mentalności – na zachodzie zatrudnienie osoby niepełnosprawnej jest mile widziane wśród klientów i wpływa na pozytywny wizerunek pracodawcy. U nas nic takiego jeszcze nie występuje, zarówno wśród pracodawców, jak i klientów. Dlatego rynek pracy osób z niepełnosprawnością powinien wciąż być dofinansowywany.

Autor: Ewelina Konior

Źródło: Tygodnik Solidarność



Facebook
LinkedIn
Skip to content